?️ wiara.pl

Zawsze mu towarzyszyłem, a stąd odszedł sam.

Aż nadszedł moment rozstania. Wokół niezliczone tłumy. Obecne były osobistości przybyłe z daleka. Przede wszystkim jednak jego lud. Jego młodzież. I te jakże znamienne i naglące transparenty. Plac świętego Piotra wypełniała światłość. Światłość powróciła także do mojej duszy. Na zakończenie homilii kardynał Ratzinger wskazał na okno mówiąc, że on na pewno tam stoi, widzi nas i błogosławi. Ja także odwróciłem głowę w tamtą stronę, jakże mogłem się nie odwrócić. Ale nie byłem w stanie spojrzeć w górę. Na końcu, gdy niosący trumnę dotarli do wejścia do Bazyliki, powoli odwrócili ją w stronę wiernych, by mógł ostatni raz spojrzeć na Plac. By mógł pożegnać się ostatecznie z ludźmi, ze światem. Ale także ze mną… Nie, ze mną nie. W tamtej chwili nie myślałem o sobie. Przeżywałem te chwile wraz z innymi. Wszyscy byli poruszeni, wstrząśnięci. Dla mnie było to coś, czego nigdy nie zapomnę. Orszak wchodził do Bazyliki. Mieli znieść trumnę do grot, do grobu. A ja pomyślałem wtedy… Byłem przy nim prawie czterdzieści lat. Najpierw przez dwanaście lat w Krakowie, a potem przez kolejne dwadzieścia siedem w Rzymie. Zawsze przy nim. Zawsze u jego boku. A teraz w chwili śmierci, poszedł sam. Zawsze mu towarzyszyłem, a stąd odszedł sam. Najbardziej poruszyło mnie to, że w tej drodze nie będę mógł mu towarzyszyć. On wcale nas nie zostawił. Czujemy jego obecność. Doznajemy licznych łask przez jego wstawiennictwo. A ja towarzyszyłem mu aż do tego momentu. Teraz odszedł sam. A teraz? Po tamtej stronie, kto mu towarzyszy…?

Kard. Stanisław Dziwisz – „Świadectwo”