Chciałam opisać historię narodzin mojego syna Karola, ponieważ uważam, że żyje on dzięki Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II. Rzecz cała zaczyna się od wyboru Ojca Świętego. Otóż ze wzruszeniem uczestniczyliśmy z moim mężem i 6-cio letnią córeczką we mszy nadawanej w telewizji po wyborze papieża i w pewnym momencie ze łzami wzruszenia powiedziałam do mojego męża, że jak będziemy mieć kiedyś syna, to na cześć papieża damy mu imię Karol.
I stało się. Dokładnie za dwa miesiące okazało się, że jestem w ciąży. W tym czasie miałam dwa sny, w których śniło mi się, że urodziłam syna i oddaję go na wychowanie do Watykanu. Budziłam się z płaczem, bo z jednej strony płakałam – jak to mogę komuś oddać syna – a z drugiej strony zdawałam sobie sprawę, że oddaję go w dobre ręce. Byłam w szóstym miesiącu stanu błogosławionego, kiedy uczestniczyłam w spotkaniu z Papieżem na Błoniach w Krakowie 10 czerwca 1979. Poród nastąpił z początkiem ósmego miesiąca. – Ma pani syna – powiedziała położna. Zdziwiona była, gdy powiedziałam, że o tym wiem.
Dziecko urodziło się w zamartwicy – nie wydało pierwszego głosu. Ratowali go 13 minut, aż wreszcie zapłakało. Okazało się, że mamy z mężem konflikt serologiczny w grupach głównych krwi. Potrzebna była natychmiastowa transfuzja – syn otrzymał 2 transfuzje, lecz jego stan się nie poprawiał, nie miał odruchów ssania ani trawienia. Bilirubina wzrosła do 22 kresek. Lekarz kazał po 10 dniach zabrać mnie ze szpitala, a na drugi dzień przyjechać po zwłoki dziecka, bo już nie ma żadnych szans. Ja o tym nie wiedziałam. W tym dniu była odprawiona msza święta w intencji naszego synka w kościele misjonarzy w Krakowie o godz. szóstej wieczorem.
Na drugi dzień mój mąż pojechał do szpitala spodziewając się najgorszej wiadomości, a pani doktor z uśmiechem na ustach stwierdziła, że to jakiś cud i dodała: – Od wczoraj od godziny szóstej wieczorem stan dziecka się poprawia, bilirubina spada co godzinę o 4 kreski i nasz Loluś zaczyna przyjmować pokarm.
Dzisiaj nasz Karol ma 40 lat. Jest bardzo dobrym mężem i ojcem Oliwii i Jakuba. I tak, jak zasłużył, ma bardzo dobrą żonę Kasię. Jest bardzo dobrym człowiekiem, pracuje z chorymi ludźmi, którzy go bardzo cenią.
To, że mam syna zawdzięczam Ojcu Św. Janowi Pawłowi II. Muszę nadmienić, że miałam poronienie po urodzeniu naszej córki i problemy z zajściem w ciąże. Cały czas w szpitalu prosiłam Ojca Św. o wstawiennictwo do Matki Boskiej o uratowanie naszego Lolusia.
Mama Karola Barbara Jaworska
Źródło: www.gosc.pl