W tych wycieczkach towarzyszył nam też zawsze Angelo Gugel, papieski kamerdyner. Wychodził razem z papieżem z mieszkania w Pałacu Apostolskim, ale gdy tylko wyjechaliśmy poza Watykan, przesiadał się do samochodu z tyłu, w którym siedział również doktor Renato Buzzonetti, osobisty lekarz papieża, oraz (zwłaszcza w późniejszym okresie) lekarz reanimator. W pierwszych latach eskortowały nas jeszcze dwa samochody z Inspektoratu Policji Włoskiej przy Watykanie: jeden z przodu, drugi z tyłu; wszyscy funkcjonariusze występowali absolutnie incognito. Te auta były potrzebne na wypadek, gdyby coś się w naszym samochodzie zepsuło.
Dziś, po latach, muszę się jednak do czegoś przyznać. Powiem to po raz pierwszy… Wielokrotnie wyjeżdżaliśmy z Watykanu naprawdę sami, tylko my w naszych dwóch autach, nie informując o tym nawet włoskiej policji. Byliśmy wtedy bez żadnej eskorty. Policja teoretycznie była nam potrzebna do przecierania szlaku w punktach newralgicznych, na przykład przy wjeździe na autostradę, gdzie ktoś mógłby chcieć nas zatrzymać. Dawaliśmy sobie jednak radę również bez niej. Pamiętam, kiedyś zdarzyło się, że przy zjeździe z autostrady patrol zatrzymał nas do kontroli. Najpierw zdezorientowany nie wiedziałem, co mam robić. Papież siedział na przednim siedzeniu, ale nie był ubrany w białą sutannę. W pierwszej chwili policjanci go nie zauważyli, wyczuli jednak moją konsternację. Zerknęli na pasażera obok. Wieść w okolicy już się rozniosła, że czasem Jan Paweł II wyrywa się z domu na górskie wycieczki. Kiedy dostrzegli Ojca Świętego siedzącego obok mnie, zaniemówili, a potem zasalutowali i puścili nas wolno.
Magdalena Wolińska-Riedi „Zdarzyło się w Watykanie”
Wydawnictwo Znak. Kraków 2020
Str: 157 – 158