Pamiętam, że była rozmowa, jak dokonać tej kanonizacji. Była taka myśl, żeby Ojciec Święty aktu kanonizacji dokonał w kaplicy kurialnej w Krakowie i żeby transmitowała to telewizja. Dzięki temu wierni w Starym Sączu mogliby ten akt kanonizacji zobaczyć. Ale kilkanaście godzin później okazało się, że Papież wraca do sił…
– Arcybiskup Nycz mówił wtedy, że nie boi się mówić o cudzie…
– Też bym się chyba nie bał tak powiedzieć. To było coś niezwykłego. Od takiej słabości, do takiej siły i to w tak krótkim czasie. Wieczorem nie było jeszcze całkiem dobrze, ale Ojciec Święty bardzo chciał i wyszedł do okna. Bo wiedział, że przy Franciszkańskiej stoją tłumy. I modlą się za niego. Chciał im pokazać, że nie jest aż tak źle, żeby się nie martwili. I wyszedł – punktualnie o godzinie 21. Zaraz usłyszeliśmy okrzyki radości i brawa. Ludzie odetchnęli z ulgą. Ojciec Święty odśpiewał z nimi Apel Jasnogórski i udzielił błogosławieństwa.
– Ale ciągle nie było pewne, czy pojedzie do Starego Sącza?
– Nie mieliśmy pewności, bo choć gorączka spadła, to Ojciec Święty ciągle był słaby. Nie tak słaby, żeby nie wyjść do okna na Franciszkańskiej, ale za słaby na dalszą podróż. Pamiętam, że były naciski, żeby jak najszybciej zdecydować, bo na miejscu nie wiedzieli, czy szykować się na przyjęcie Papieża, czy nie. Ale my nie mogliśmy zdecydować. I dopiero na drugi dzień, po godzinie 7 rano podaliśmy wiadomość, że Ojciec Święty jedzie. Widzieliśmy, że był w świetnej formie. Byliśmy zdumieni.
Za zgodą ks. abp. Mieczysława Mokrzyckiego – „Najbardziej lubił wtorki”
Wydawnictwo M, Kraków 2008 r.