Nieraz papież mówił do spotkanych ludzi: „pomodlę się za ciebie”. A gdy się modlił, czas jakby się dla niego zatrzymał. Było to widać na przykład po zakończeniu mszy świętej. Bez względu na to, gdzie odbywała się msza, długo odprawiał dziękczynienie. Nie spieszył się, nie zwracał uwagi na otoczenie, choć nieraz podczas pielgrzymek było trochę zamieszania.
Kiedyś ktoś mnie zapytał, ile razy w ciągu dnia Ojciec Święty przychodzi do kaplicy. Zacząłem liczyć. Wyszło, że osiem razy. Ale za chwilę przypomniałem sobie sytuację, gdy szukałem go w jakiejś pilnej sprawie. Pukałem do sypialni, ale nikt nie odpowiadał. Biegłem do kaplicy i tam go odnajdywałem na kolanach przed Najświętszym Sakramentem. Pod koniec pontyfikatu spóźniliśmy się kilka minut na jakąś uroczystość. Dziennikarze pisali, iż stało się tak dlatego, że papież jest bardzo chory. Ale to była nieprawda, po prostu dłużej się modlił. Myślę, że jego siła, jego spokój wynikały z kontaktu z Panem Bogiem, z tej codziennej modlitwy. Jego życie było nieustanną modlitwą.
Sekretarz dwóch papieży – rozmowa z ks. abp. Mieczysławem Mokrzyckim.
Wydawnictwo Literackie.