youtube.com

Jakże mógłbym milczeć?

Prawdopodobnie wszystko zaczęło się w 1972 roku, podczas tradycyjnej pielgrzymki mężczyzn do Piekar. Tego dnia, wobec olbrzymiego tłumu, arcybiskup krakowski, Karol Wojtyła skrytykował mocno ataki na wolność religijną. W pewnym – nawet znacznym – stopniu była to nowość. Ze względu na swą formację teologiczną i filozoficzną, czyli ukształtowaną koncepcję człowieka oraz wizję historii, Wojtyła nie widział się w opozycji do określonego systemu, do jakiejś ideologii, ani nawet „przeciwko” komuś. Interesowała go tylko prawda o człowieku, poszanowanie jego niepowtarzalności jako osoby. Jednak marksizm korodował duszę Polski. Sytuacja społeczna i ekonomiczna stawała się coraz poważniejsza. Zagrażało niebezpieczeństwo, że kraj zanurzy się we wszechwładnym kłamstwie i pogłębiającej się apatii ludzi. I dlatego kardynał Wojtyła zdecydował, że nadszedł czas, aby zacząć mówić jasno i zdecydowanie.

Nie wiem, czy chodziło o taką wyraźną decyzję. Wyraźnie jednak pamiętam, co pewnego dnia powiedział w homilii, a zwłaszcza ton, w jakim to powiedział: „Jakże mógłbym milczeć?” I właśnie dlatego, że nie milczał, że nie chciał milczeć, stał się obrońcą prześladowanych: intelektualistów, studentów, Żydów, rewizjonistów, dysydentów. Nie bał się również spotykać z przywódcami opozycji. Działał roztropnie, nie narażając nikogo na przykre konsekwencje. Ale w ten sposób ich podtrzymywał, pomagał moralnie. Pomagał także konkretnie, to znaczy finansowo, ludziom nauki i kultury, których niektórzy gorliwi komuniści pozbawili pracy. Oczywiście czynił to z wielką dyskrecją, nie chcąc nikogo upokorzyć. Mogę o tym mówić z własnego doświadczenia, ponieważ często mnie prosił o „pośrednictwo” w tym zakresie.

Za zgodą Ks. Kard. Stanisława Dziwisza – „U boku Świętego”

Wydawnictwo Św. Stanisława BM. Kraków 2013