facebook.com

Gorące, braterskie pożegnanie

Rzym i Watykan zdawały się powtórnie przeżywać atmosferę sierpniowych wydarzeń. A dla Karola Wojtyły było to coś zupełnie innego. Nawet prywatnie nigdy nie mówił na temat następcy Jana Pawła I. Ale ten, kto go dobrze znał, mógł wyczytać z jego twarzy niepokój, jaki nosił w sercu. Może dlatego, że dowiedział się, iż wpływowy kardynał Franz König, arcybiskup Wiednia, na spotkaniach z innymi purpuratami często wymieniał jego nazwisko. Wieczorem w przededniu konklawe pragnął pożegnać się ze wszystkimi księżmi, którzy mieszkali w kolegium na Awentysie, gdzie zatrzymywał się, gdy przyjeżdżał do Rzymu. Było to gorące, braterskie pożegnanie, podczas którego nie uszły uwadze obecnych jego wielkie napięcie i zamyślony wzrok. Następnego dnia odprowadziłem kardynała do Watykanu. Wcześniej wstąpiliśmy jeszcze do polikliniki Gemelli, aby odwiedzić biskupa Andrzeja Marię Deskura, który kilka dni wcześniej miał wylew i leżał na oddziale intensywnej terapii. Stan był bardzo ciężki, wtedy był jeszcze przytomny. Wiele lat później Karol Wojtyła jako Papież, wspominał niespodziewaną chorobę biskupa Deskura mówiąc, iż była ona znakiem, który dał mu wiele do myślenia. W jego życiu pojawiło się więcej takich znaków. Kiedy miał udać się na konsystorz kardynalski, jeden z jego najbliższych przyjaciół, ksiądz Marian Jaworski miał wygłosić w jego zastępstwie rekolekcje dla kapłanów. Podczas podróży pociągiem doszło do strasznego wypadku, w którym ksiądz Jaworski stracił rękę. Potem, w przededniu konklawe, ciężko zachorował biskup Deskur. Tak jakby jego wybór na Papieża, mawiał Ojciec Święty, wiązał się w jakiś przedziwny sposób z cierpieniem przyjaciela. Nadeszło konklawe. To, co tam się wydarzyło, jest objęte przysięgą milczenia. Nie znamy szczegółów. Pozostawmy to Duchowi Świętemu i mądrości Kościoła.

Za zgodą Ks. Kard. Stanisława Dziwisza – „Świadectwo”