Foto © wikimedia.org

Często nas nabierał

Karol Wojtyła często nas nabierał, a najlepiej udało mu się to kiedyś w Castel Gandolfo. Siedzieliśmy wtedy na przepięknym placu przed pałacem, zapłaciwszy przedtem krocie za kawę i colę i czekaliśmy na wyjście papieża. Wszyscy wiedzieliśmy, że podczas wakacji opuszczał czasem pałac, żeby się przejść. Od czasu do czasu przez bramę przejeżdżały wielkie, luksusowe samochody. Zrywaliśmy się wtedy na nogi, próbując wypatrzyć papieża, ale w środku zawsze siedział któryś z kardynałów lub biskupów. To było naprawdę ekscytujące przeżycie, kiedy te wszystkie cacka sunęły wolno na dziedziniec Castel Gandolfo. Nie tylko dlatego, że za każdym razem spodziewaliśmy się w którymś z nich papieża, ale również dlatego, że brama prowadząca na pałacowy dziedziniec była wyjątkowo wąska i trzeba naprawdę sporych umiejętności, żeby przejechać przez nią bez zadraśnięcia karoserii. Kiedy tylko kolejna limuzyna wyjeżdżała z pałacu, fotografowie natychmiast naciskali migawki. W takim luksusowym aucie siedział często sekretarz stanu Angelo Sodano, korzystając z niebieskiego mercedesa S. (…) Mimo, że warowaliśmy przed pałacem niczym psy myśliwskie i na wszelki wypadek druga ekipa czekała ulokowana przy bocznym wyjściu z Castel Gandolfo, nigdy nie udało nam się nakryć wychodzącego papieża. Zaczęliśmy już podejrzewać, że może zrezygnował ze spacerów, choć przeczyłyby temu jego zamiłowania. Kochał góry i nie do pomyślenia było, że mógłby spędzić wakacje, nie wchodząc przynajmniej na jeden szczyt. Tymczasem stojąc pod Castel Gandolfo, nigdy nie zwróciliśmy uwagi na mały samochód wjeżdżający i wyjeżdżający czasem z pałacu. Koło kierowcy siedział zawsze jakiś monsignore trzymający przed sobą rozłożoną gazetę. Nigdy nie przyszło nam do głowy, że ukrywał za nią twarz Jana Pawła II przycupniętego na tylnym siedzeniu. Jak widać Karol Wojtyła wolał luksusowe limuzyny przeznaczyć dla swoich kardynałów.

Andreas Englisch. „Uzdrowiciel. Cuda Świętego Jana Pawła II”.

Wydawnictwo WAM. Księża Jezuici. Kraków 2015