? facebook.com

Boże Narodzenie, czyli o bajkowym poranku i indyku wielkości prosiaka

Bożonarodzeniowy poranek był trochę bajkowy – opowiada arcybiskup Mokrzycki. Nawet wtedy, gdy padał deszcz. Po tej wigilii u boku Ojca Świętego, pasterce w bazylice świętego Piotra i przeniesieniu figurki Dzieciątka Jezus do szopki czuło się, że prawdziwe Betlejem naprawdę jest w każdym z nas. I że w nocy stało się coś naprawdę ważnego. Arcybiskup mówi, że Jan Paweł II od rana był roześmiany. Bardziej niż zwykle. Jakby odmłodniał tej nocy – śmieje się. Plac Świętego Piotra, z tą choinką i szopką, lekko utulony mgłą. Ojciec Święty wyglądał przez okno, jakby chciał sprawdzić, czy wszystko jest na swoim miejscu. Pierwsi pielgrzymi pojawili się w pobliżu bazyliki. Prawie doskonały początek. Ale zaraz potem przychodzi proza codzienności. Żadnej taryfy ulgowej, późniejszego wstawania. Mimo, że noc była długa, bo przecież pasterka… Msza święta o ósmej, potem śniadanie. Nie było to śniadanie uroczyste – wspomina Arcybiskup. Uroczysty był obiad. Choć też nie bardzo wystawny, bo siostry zwykle przygotowywały nas już do drogi. Wieczorem ruszaliśmy do Castel Gandolfo. Czasami wyjeżdżali następnego dnia. Świąteczny obiad był bardziej kameralny niż wigilijna kolacja. Przychodził kardynał Deskur, ksiądz profesor Styczeń – opowiada Arcybiskup. I żartuje, że był jeden powód, dla którego śmiali się między sobą, że ich bożonarodzeniowy obiad przypominał Święto Dziękczynienia w Stanach Zjednoczonych. Bratowa Stanisława Dziwisza, pani Helka, zawsze przywoziła takiego dużego indyka – śmieje się arcybiskup Mokrzycki. Był taki wielki, że wyglądał jak mały prosiak. Nie żartuję. To było surowe mięso. Siostry przyrządzały. Śmialiśmy się, bo to taki amerykański zwyczaj. Ale smakował wspaniale.

Za zgodą ks. abp. Mieczysława Mokrzyckiego – „Miejsce dla każdego”

Wydawnictwo Znak, Kraków 2013 r.