Ojciec Święty zawsze modlił się 13 maja o godzinie 17. Odprawialiśmy mszę świętą w jego kaplicy jako dziękczynienie za ocalenie od śmierci. I na tę mszę już nikogo nie zapraszaliśmy. Modliliśmy się, można powiedzieć, w bardziej ścisłym gronie. Podobnie było w noc sylwestrową. Taka kameralna msza o północy. Podziękowanie za miniony rok Matce Bożej. Byliśmy tylko my – Ojciec Święty, sekretarze i siostry. Zawsze po tej mszy życzył nam, żebyśmy dalej byli razem i żeby wszystko dobrze się układało…
I układało się. Było im razem dobrze jak w rodzinie. Choć, jak podkreśla arcybiskup Mokrzycki, obaj z kardynałem Dziwiszem zawsze traktowali Ojca Świętego z należytym respektem. Kiedy witaliśmy się z Ojcem Świętym na dzień dobry, całowaliśmy go w pierścień. Podobnie na dobranoc. A on się uśmiechał i im błogosławił. Im i całemu światu. Miał taki zwyczaj, że codziennie przed snem patrzył przez okno na plac świętego Piotra i kreślił w powietrzu znak krzyża. To było jego prywatne, wieczorne Urbi et Orbi.
Za zgodą ks. abp. Mieczysława Mokrzyckiego – „Najbardziej lubił wtorki”
Wydawnictwo M, Kraków 2008 r.