? Arturo Marii

Było tak bardzo rodzinnie, bardzo serdecznie, tak swojsko…

Kiedy był już starszy, po Castel Gandolfo chodził coraz mniej. Ale do końca spacerów nie porzucił. Tylko krótszy odcinek trasy przemierzał. Ale przemierzał. Miał to we krwi. Wspomnienia z polskich, górskich szlaków wracały ze zdwojoną mocą, kiedy do Castel Gandolfo zjeżdżały zaprzyjaźnione rodziny z Polski. To było około 15 – 20 rodzin. Państwo Rybiccy, Małeccy, Tarnowscy, Ciesielscy. Dogadywali się między sobą, która rodzina kiedy Ojca Świętego odwiedza. Przyjeżdżali na Boże Narodzenie i w wakacje. Zwykle na tydzień, czasami dziesięć dni. Mieszkali u sióstr w Castel Gandolfo. U sióstr, które prowadziły hospicjum. Byli codziennie zapraszani na mszę świętą i na posiłki. No i na to wieczorne koncertowanie. Kolędy w święta, pieśni patriotyczne w wakacje.

– Cieszyły Ojca Świętego te odwiedziny?

– Bardzo. Wspominali razem stare czasy, wyprawy w góry, spływy kajakowe. No i te słynne msze święte na odwróconym kajaku właśnie. Pamiętam, jak mówili, że Ojciec Święty był zawsze względem nich wymagający. I kiedy wyruszali na wyprawę, ostrzegali: „Nie puszczać wujka przodem, bo nas zarżnie”. Ojca Świętego wzruszały te wspomnienia. Potem długo te spotkania wspominał. Było tak bardzo rodzinnie, bardzo serdecznie, tak swojsko.

– Ojciec Święty też wspominał, czy raczej słuchał?

– Głównie goście opowiadali, ale Ojciec Święty czasami się włączał. Przy pierwszym takim spotkaniu uderzyła mnie jego bezpośredniość, niezwykła naturalność. Przy gościach z Polski otwierał się i zachowywał jak jeden spośród nich. Gdyby nie papieski strój, ktoś z zewnątrz nigdy by nie pomyślał, że to Papież i jego goście. Po prostu grupa przyjaciół. Ale były i takie chwile, kiedy stawał się nieobecny. Modlił się, rozmyślał. A oni mówili wtedy: „Wujkowi nie trzeba teraz przeszkadzać”.Wiedzieli, bo tak samo było przed laty, na kajakach.

Za zgodą ks. abp. Mieczysława Mokrzyckiego – „Najbardziej lubił wtorki”

Wydawnictwo M, Kraków 2008 r.