Do końca był pełen rozbrajającej prostoty i figlarności

Posiłki spożywaliśmy wszyscy razem. Z papieżem. Dopiero pod sam koniec życia zaczął jeść oddzielnie, bo miał wielkie problemy z oddychaniem: kiedy jadł, miewał napady kaszlu, krztusił się. Chodziło więc o to, by nie czuł się skrępowany przy innych. Pomagałem mu przy jego posiłkach, by wszystko przebiegło bezpiecznie, a potem razem z innymi jadłem obok, w małym saloniku. Do końca jednak był pełen rozbrajającej prostoty i figlarności. Zaglądał do nas, kiedy siedzieliśmy przy stole i pytał o pozwolenie na porcję lodów. Lody kochał i zawsze bardzo się cieszył, kiedy miał okazję ich skosztować.

Najpierw przez kilka dni byłem w apartamencie papieskim jedynym sanitariuszem, a na ostatnie trzy doby, od środy 29 marca, dołączył do mnie Andrea.

W świecie za Spiżową Bramą ten czas, zwłaszcza ostatni tydzień, od Wielkanocy do soboty w wigilię Niedzieli Miłosierdzia 2005 roku, był okresem trudnym, dziwnym. Większość pracowników i mieszkańców Watykanu niczego podobnego jeszcze nie doświadczyła. Ci, którzy przyszli tu do pracy po 1978 roku, nie pamiętali poprzedników Jana Pawła II, nigdy nie przeżyli ani śmierci żadnego następcy świętego Piotra, ani konklawe.

Magdalena Wolińska-Riedi „Zdarzyło się w Watykanie” Wydawnictwo Znak. Kraków 2020 Str: 271 – 272