Wiązały się z tym bardzo duże emocje

Niosłem pomoc każdego dnia wszystkim, którym była ona akurat potrzebna. Miałem jednak świadomość, że zostałem tu sprowadzony głównie po to, aby otaczać opieką medyczną samego papieża u schyłku jego życia. Wiązały się z tym bardzo duże emocje.

11 lutego 2003 roku zostałem wezwany, by natychmiast przyjść do apartamentu papieskiego. Wtedy po raz pierwszy miałem bezpośredni kontakt z Janem Pawłem II tutaj, w Watykanie. Przywitałem się z papieżem i z jego sekretarzem księdzem Stanisławem Dziwiszem, z księdzem Mietkiem Mokrzyckim i z innymi, którzy byli w pokoju. Poproszono mnie o opinię, czy Jan Paweł II powinien wziąć udział w uroczystości, która miała się zaraz rozpocząć. A właściwie wprost zapytano mnie, czy moim zdaniem papież jest w stanie odprawić mszę świętą. Oniemiałem. Obchodzono właśnie Światowy Dzień Chorych, papieżowi bardzo zależało na tym, żeby znaleźć się wśród ludzi, którzy przybyli na obchody, ale miał bardzo wysoką gorączkę, prawie trzydzieści dziewięć i pół stopnia. Sam stanowczym głosem mówił: „Dam radę, chcę tam pójść”, inni domownicy woleli jednak zasięgnąć opinii medycznej. Był obecny również jego osobisty lekarz, doktor Renato Buzzonetti oraz reanimator. Ksiądz Dziwisz chciał wiedzieć, jakie jest zdanie każdego z nas. Później zauważyłem, że ma taki zwyczaj. To był bardzo prosty, lecz jakże znamienny wyraz poszanowania naszej pracy. Lekarz był chyba dość poruszony całą sytuacją, a ja starałem się sprawiać wrażenie osoby opanowanej i spokojnej, choć również targały mną wielkie emocje.

Magdalena Wolińska-Riedi „Zdarzyło się w Watykanie”

Wydawnictwo Znak. Kraków 2020

Str: 267 – 268