Od razu nabrał wiatru w żagle część II

Bardzo powoli zbliżałem się do tłumów, do ogrodzenia i w pewnym momencie nie wiedziałem już, co robić. Chciałem skręcić, ale papież delikatnie, aczkolwiek stanowczo postukał mnie w prawe ramię i powiedział: „Pietro, do przodu!”. Spytałem szeptem kamerdynera, czy słyszał to, co powiedział Ojciec Święty. Również był w konsternacji. Nie wiedzieliśmy, jak mamy przejechać, bo tam była ściana ludzi, pełno kamer telewizyjnych, fotografów watykańskich, wszyscy ustawieni w miejscu, gdzie mieliśmy skręcić w stronę ołtarza. Dojechałem do samego ogrodzenia, ale w ostatniej chwili się zawahałem, co dalej robić, wszystko było przecież zamknięte! Papież znów postukał mnie po ramieniu i bardzo zdecydowanym głosem, mimo że był już słaby, powtórzył: „Pietro, mówiłem przecież, jedź do przodu!”. Dotarłem bezpośrednio do barierek i od razu wierni się rozeszli na boki, gwardziści i żandarmi szybko zaczęli odstawiać barierki – i tak przejechaliśmy, przy ogromnym entuzjazmie tych dziesiątek tysięcy ludzi, którzy po brzegi wypełnili plac. To było coś nie do opisania, a papież był przeszczęśliwy. Od razu nabrał wiatru w żagle, pomimo choroby i cierpienia cały się wyprostował, był naprawdę w swoim żywiole. Tak było do samego końca. Zawsze sam chciał decydować, był przekonany, co do swoich decyzji i nie dał się nikomu wodzić za nos.

Magdalena Wolińska-Riedi „Zdarzyło się w Watykanie”

Wydawnictwo Znak. Kraków 2020

Str. 249 – 250