Claudio Luffoli—AP/REX/Shutterstock.com

Widywałem papieża praktycznie każdego dnia

Z biegiem lat inżynier Sagretti poznał zaułki Watykanu jak własną kieszeń, choć nigdy wcześniej nie przypuszczał, że tutaj trafi i że dane mu będzie spędzić kawał życia za Spiżową Bramą, towarzysząc Janowi Pawłowi II w najtrudniejszym, najbardziej bolesnym okresie jego pontyfikatu.

– To był splot przypadku i przeznaczenia. Znałem ówczesnego il floriere, niegdyś miałem kontakt także z jego rodziną, ale potem przez długie lata z nikim z niej się nie widziałem. Pewnego dnia niespodziewanie zadzwoniła do mnie jego żona, podpytując o obecne życie zawodowe i wspominając, że magazyn meblowy w Watykanie poszukuje wykwalifikowanego asystenta. A ponieważ ja ukończyłem wydział inżynierii, wraz z mężem pomyśleli, że może będę zainteresowany. I tak to się zaczęło…

Przez te wszystkie lata widywałem papieża praktycznie każdego dnia. W sumie przecież tysiące razy, a jednak zawsze, za każdym razem, wprawiał mnie w zakłopotanie. Był taki wielki… Odbierało mi mowę, kiedy się pojawiał. W dniu rozpoczęcia mojej pracy zostałem mu przedstawiony w Auli Błogosławieństw. Pamiętam do dziś, jak wszedł, miał w sobie niewytłumaczalny ładunek charyzmy. I tę charyzmę widziałem w nim do samego końca. Nawet wtedy, kiedy u kresu życia stał się niewiarygodnie kruchy.

Magdalena Wolińska-Riedi „Zdarzyło się w Watykanie”

Wydawnictwo Znak . Kraków 2020

Str: 188 – 189