Pamiętam też, jak przyjeżdżali Amerykanie. Prezydent George Bush senior bardzo przeżywał spotkania z papieżem. Był mocno wzruszony. Kiedy towarzyszyłem mu raz w windzie po audiencji, widziałem, jakie zrobiła na nim wrażenie. Wówczas, między drugim piętrem a Dziedzińcem świętego Damazego, otrzymałem od prezydenta USA kopię medalu, który wcześniej podarował Ojcu Świętemu. Trzymam go u siebie w domu w gablocie, pośród innych pamiątek z lat spędzonych u boku papieża. Takie już my, windziarze, mieliśmy szczęście. Często wytwarzała się jakaś relacja między nami a tymi, którym towarzyszyliśmy w drodze na spotkanie z Janem Pawłem II. Nieraz oswajaliśmy ich nieco z majestatem tych komnat. Kilka słów, jakiś prosty gest niejednemu z nich dodały otuchy.
Wygląd pałacu większość gości wprawiał w osłupienie. Gdy tylko otwierałem windę – to ja przecież decydowałem, w którym momencie nacisnąć przycisk, żeby drzwi się otworzyły – lubiłem obserwować wyraz twarzy ludzi, ich pierwsze reakcje. Na widok Loggii Rafaela niektórzy stali jak oniemiali. Zachwycali się dziełami sztuki zdobiącymi ściany i sklepienia. W końcu to najcenniejsze dzieła świata! A do tego cały ten uroczysty orszak w strojach z minionych epok: oficerowie Gwardii Szwajcarskiej, gentiluomini we frakach… Wielu przywódców sprawiało wrażenie zagubionych, kiedy zaczynali swój przemarsz po pałacowych korytarzach. Nie wiedzieli nieraz, czy stanąć po lewej stronie, czy po prawej. To prefekt Domu Papieskiego, który im towarzyszy, wskazuje zazwyczaj, co i jak. A oni zadzierają tylko głowy i nie mogą wyjść z podziwu.
Magdalena Wolińska-Riedi „Zdarzyło się w Watykanie”
Wydawnictwo Znak. Kraków 2020
Str. 46 – 47