Na wszelkie sposoby usiłował zapobiec rozwojowi konfliktu (część II)

Niektórzy byli zaskoczeni, że w tamtym czasie Jan Paweł II z takim naciskiem mówił o pokoju. Były głosy, które uznawały go za „neutralnego”, „bezstronnego”, czy wręcz za zwolennika Arabów albo Trzeciego Świata. Z drugiej strony próbowano przypisać mu przynależność do pacyfistów i przypiąć mu ideologiczną, polityczną etykietę. Była to, jeśli mogę się tak wyrazić, obraza dla człowieka, która był zasadniczo łagodny, nastawiony pokojowo, nie uciekał się nigdy do przemocy. Była to obraza dla Polaka, który na własnej skórze przeżył koszmar dwóch totalitaryzmów, a co więcej – dla Papieża, Bożego świadka pokoju, rzecznika pokoju dla całej ludzkości.
17 stycznia rano, kiedy dowiedział się o tym, co się zdarzyło, odprawił w swojej kaplicy Mszę świętą o pokój. Był głęboko rozgoryczony. Nie potrafił zrozumieć, jak można było nie znaleźć sposobu na powstrzymanie konfliktu.
Na audiencji generalnej powiedział: „Uczyniłem wszystko, co w ludzkiej mocy”. Nie skończył jednak na rozpamiętywaniu tego, czego nie zrobiono. Natychmiast zwołał swoich współpracowników z Sekretariatu Stanu, aby postanowić, co pozostawało do zrobienia na płaszczyźnie humanitarnej i dyplomatycznej. Tak zrodziła się pierwsza wielka inicjatywa zwołania do Rzymu przedstawicieli episkopatów krajów bezpośrednio lub pośrednio uwikłanych w wojnę w Zatoce.
A jednak Ojciec Święty miał rację. Słusznie ocenił, że już z założenia konflikt ten jest niepotrzebny. Przede wszystkim zwiastował tragiczne skutki dla ludności cywilnej i przewidywał, że wynikną z niego dalsze komplikacje dla całego Bliskiego Wschodu.

Za zgodą ks. kardynała Stanisława Dziwisza – „Świadectwo”.
Wydawnictwo TBA komunikacja marketingowa. Warszawa 2007