Na wszelkie sposoby usiłował zapobiec rozwojowi konfliktu (część I)

Kiedy w 1991 roku wybuchła pierwsza wojna w Zatoce, wielu potraktowało ją jako przypadek marginalny, również dlatego, że pomimo silnego „zapachu” dolarów z przemysłu naftowego, działania zbrojne mogły wydawać się w pewnym sensie uzasadnione. Uważano, że skoro mały kraj, jakim jest Kuwejt, został zaatakowany i zbrojnie zajęty przez potężnego sąsiada, Irak, należało w jakiś sposób zareagować na to uderzenie.
Już w sierpniu, kiedy wybuchł kryzys w Zatoce, Jan Paweł II na wszelkie sposoby usiłował zapobiec rozwojowi konfliktu. Twierdził, że wojna nie może być narzędziem, ani słusznym, ani skutecznym, w rozwiązywaniu kontrowersji między państwami. Podobnie jak w Wietnamie, w Libanie czy Afganistanie, wojna nie tylko nie rozwiązała problemów, lecz poprzez użycie współczesnej niszczycielskiej broni doprowadziła do ich wyolbrzymienia. (…) Jeszcze 16 stycznia, podczas audiencji generalnej, Ojciec Święty błagał wraz z tysiącami wiernych: „Nigdy więcej wojny, która jest drogą bez powrotu…”.
Wojenna machina nie mogła się już zatrzymać. W grę wchodziło zbyt wiele interesów. Prezydent Stanów Zjednoczonych nie zawiadomił Papieża. Pewien dziennikarz zadzwonił w nocy do arcybiskupa Jean-Louisa Taurana, obecnie kardynała, a wówczas „ministra spraw zagranicznych” Watykanu, aby go powiadomić, że Bagdad jest bombardowany. I pomyśleć, że poprzedniego wieczora, o godzinie 19.00, arcybiskup Tauran przyjął na audiencji amerykańskiego ambasadora, który nie wspomniał o tym ani słowem. A może dyplomata też nic nie wiedział albo może administracji Stanów Zjednoczonych nie podobał się ten Papież, który zbyt wiele mówił o pokoju…

Za zgodą ks. kardynała Stanisława Dziwisza – „Świadectwo”.
Wydawnictwo TBA komunikacja marketingowa. Warszawa 2007 r