? L'Osservatore Romano

I tak jechaliśmy w tym samym kierunku

– Pamiętam, jak pewnego dnia zepsuł się samochód Ojca Świętego. Właśnie zakończyła się audiencja w Auli Pawła VI i papież miał wrócić do Pałacu Apostolskiego. Prefekt Domu Papieskiego siedział już w swoim samochodzie, ja byłem w gotowości za kierownicą. Kolejność zgodnie z protokołem była taka, że czekaliśmy, aż auto z papieżem odjedzie, żeby pojechać bezpośrednio za nim. Wydawało mi się dziwne, że papież siedzi już jakiś czas na tylnym siedzeniu w swoim czarnym mercedesie, a limuzyna nie rusza. Silnik wysiadł. Zapadła szybka decyzja. Jan Paweł II, nie czekając, aż naprawią jego auto, miał wsiąść do nas, bo – jak on sam pół żartem, pół serio po chwili powiedział – „i tak jechaliśmy w tym samym kierunku”. Wtedy właśnie po raz pierwszy wiozłem papieża. I muszę przyznać, że choć widywałem go prawie codziennie z bliska, tam tym razem były to zupełnie inne emocje. Ojciec Święty wsiadł razem z księdzem Dziwiszem i od razu powiedział do mnie po imieniu: „Ooo, Pietro!”, tym swoim głębokim, niskim głosem… A potem rozmawialiśmy przez całą drogę, od Auli Pawła VI aż do Pałacu Apostolskiego. W samochodzie bardzo mocno czuć było papierosami i papież mówił żartobliwie do prefekta, że chyba pali jak lokomotywa. Zawsze był bardzo pogodny, bardzo bezpośredni; żartował, zagadywał, nigdy nie pozostawił człowieka z boku, bardzo dbał o to, by nikt nie czuł się przy nim odtrącony ani nie zauważony. Zatrzymaliśmy się dopiero na Dziedzińcu Świętego Damazego, skąd już każdy ruszał w swoją stronę.

Magdalena Wolińska-Riedi „Zdarzyło się w Watykanie”

Wydawnictwo Znak. Kraków 2020

Str: 233 – 234