– Było to bardzo wcześnie rano, kilka minut po szóstej, miałem służbę na Terze Loggia – trzecim piętrze. Podobnie jak inni moi koledzy z gwardii, którzy też o tej porze dnia stali tam na warcie, wiedziałem, że papież spaceruje po tarasie na dachu i odmawia Różaniec. Wystarczyło zerknąć w okno, by dostrzec jego białą postać. Chodził w tę i z powrotem, dochodził do samego brzegu dachu, wychylał się mocno w stronę Rzymu, spoglądał na miasto z góry, zatrzymywał się na chwilę w tej pozie, tak nostalgicznie, po czym zawracał i dalej okrążał taras.
Obserwowanie go było dla mnie niezwykłym doświadczeniem, bo to były chwile, o których nikt nie wiedział. Ten swoisty szyfr jego porannej modlitwy znaliśmy tylko my – gwardziści, ci, którzy właśnie w tym miejscu – w korytarzu pałacu pod samym dachem, wcześnie rano pełnili służbę. Te jego spacery były jak zegar: regularne, codzienne… Zawsze wtedy przez głowę przechodziła mi myśl: aha, papież już wstał, chodzi po dachu i modli się, zanim jeszcze świat na dobre się obudzi. On był człowiekiem potężnej, niewyobrażalnej modlitwy. Modlitwy przez duże M.
Magdalena Wolińska-Riedi „Zdarzyło się w Watykanie”
Wydawnictwo Znak . Kraków 2020
Str: 105 – 106