„Był dzieckiem dla dzieci, robotnikiem dla robotników” Prof. Grygiel wspomina Jana Pawła II

22 października 1978 roku odbyła się uroczysta inauguracja pontyfikatu Jana Pawła II. Mszę świętą transmitowano w radiu i telewizji na wszystkie kontynenty, a w Polsce, pod rządami komunistycznymi, była to pierwsza transmisja eucharystii od czasów przedwojennych. W rocznicę tego wydarzenia Kościół katolicki obchodzi liturgiczne wspomnienie papieża Polaka. – To był człowiek, który potrafił stać się każdym dla każdego. Był dzieckiem dla dzieci, intelektualistą dla intelektualistów, robotnikiem dla robotników – powiedział dla portalu tvp.info prof. Stanisław Grygiel, przyjaciel św. Jana Pawła II.

 

Prof. Stanisław Grygiel zobaczył po raz pierwszy wówczas ks. Karola Wojtyłę w 1954 roku w kościele św. Floriana w Krakowie. W 1965 roku uzyskał stopień doktora filozofii na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. 1980 roku wraz z żoną przeprowadził się do Rzymu. Następnego roku został wykładowcą filozofii człowieka na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim. Jest emerytowanym wykładowcą antropologii filozoficznej w Papieskim Instytucie Jana Pawła II przy Uniwersytecie Laterańskim, a w 2004 roku został dyrektorem katedry Karola Wojtyły przy tym instytucie. Z Janem Pawłem II przyjaźnił się i współpracował przez wiele lat.

 

Św. Jan Paweł II podkreślał znaczenie rodziny. Jaką wartość miało dla niego małżeństwo?

Prof. Stanisław Grygiel: Według niego sakrament małżeństwa urzeczywistnia w szczególny sposób ukierunkowanie człowieka do Boga, które objawia się i urzeczywistnia się w ukierunkowaniu mężczyzny do kobiety, a kobiety do mężczyzny. Sakrament małżeństwa dla Jana Pawła II jest wejściem dwojga ludzi w sam akt stworzenia, w którym człowiek jest stworzony mężczyzną i kobietą. Sakrament czyni małżeństwo rzeczywistością nierozerwalną. Myślę, że każde oddanie się mężczyzny kobiecie, a kobiety mężczyźnie – ciałem i duszą – jest oddaniem się na zawsze. Gdy mężczyzna odbiera ten dar kobiecie albo kobieta odbiera go mężczyźnie, popełniają wtedy zdradę; oni kradną siebie drugiej osobie, której się oddali. To jest niezależne od tego, czy jest się chrześcijaninem, czy niechrześcijaninem. To jest przedchrześcijańska rzeczywistość. Jestem przekonany, że tak widział małżeństwo św. Jan Paweł II.

Rodziny przeżywają nieraz kryzysy. Jaką drogę mógłby chcieć im wskazać Jan Paweł II?

Papież zawsze mówił: „wróćcie do początku”, czyli „wróćcie do aktu stworzenia, który się teraz odbywa”, czyli „po prostu zobaczcie siebie w całej prawdzie”, bo prawda człowieka poczyna się w akcie stworzenia; objawiła się w pełni w Bogu-Człowieku umierającym na krzyżu w swoim człowieczeństwie. Powrót do początku dla chrześcijanina – i św. Jan Paweł II tak chyba myślał o tym – to jest po prostu wierne stanie pod krzyżem, czyli w tych trudnościach. To jest to, co on nazwał nową ewangelizacją – jako powrót pod krzyż, powrót do początku – właśnie pod krzyżem w Nowej Hucie w 1979 roku w czasie pierwszej pielgrzymki. Powtarzam to, co św. Jan Paweł II mówił, a ja rozmawiając z nim właściwie bardziej może to czułem wtedy, niż rozumiałem; zaczynam to rozumieć dopiero teraz.

 

Papież porównywał miłość małżonków do miłości Chrystusa względem Kościoła. Jak można przekładać tę formę miłości w codziennym życiu?

 

Kościół rodzi się w małżeństwie i w rodzinie. Kościół jest wielką rodziną rodzin. Jeżeli rozlatują się małżeństwa i rodziny, to rozlatuje się także Kościół w nich. Miłość, którą człowiek ma się stawać na wzór miłości Chrystusowej do Kościoła, jest miłością osoby do drugiej osoby w małżeństwie – męża do żony, żony do męża. Jak Chrystus kocha tę wspólnotę, która rodzi się w małżeństwie? Oddaje za nią życie. Tak ja, mąż mam kochać moją żonę, żebym był coraz bardziej gotowy oddać życie za prawdę tej miłości, czyli dla dobra mojej żony i na odwrót – żona w stosunku do mnie, do męża. Ten, kto miłuje właściwie, umiera dla drugiej osoby. Po to, by zmartwychpowstać, żeby w żonie się odrodzić, w mężu się odrodzić. Ale, żeby się odrodzić w drugim, trzeba wpierw umrzeć. I może to jest ta nauka krzyża, cierpienia, nauka umierania, która dokonuje się w dobrym życiu małżeńskim, a także w życiu narodu, bo naród to też jest rodzina rodzin.

 

Jan Paweł II bardzo wspierał swój naród w czasach komunistycznych. Na co teraz chciałby wskazać Ojciec Święty?

 

W czasach komunistycznych Jan Paweł II ciągle podkreślał, że cały problem tzw. walki z komunizmem i sprzeciwu polega na ustawicznym pytaniu o prawdę. System komunistyczny walczył z prawdą. Cały problem sprowadzał się do tego, jak dać świadectwo prawdzie. Świadkowie prawdy bywają ośmieszani, krytykowani, opluwani, a nawet zabijani. Jak być świadkiem prawdy dzisiaj? Tak samo jak wtedy. Żyć tak, by moje życie było świadectwem i mówić to, kim ja jestem jako świadek prawdy. Bóg objawia się w swoim Słowie (Jezus Chrystus jest określany jako Logos Boga, czyli Słowo – red.), które umiera na krzyżu. Ja też mam się objawić w moim słowie. Dzisiaj mogę stracić pracę, ponieważ ideologie są tak fałszywe, zakłamane, tak przeciwko człowiekowi, że jeżeli ja będę sobą, człowiekiem, to będę ośmieszany, krytykowany, opluwany, kopany, obrzucany ordynarnymi wyzwiskami, a może nawet zabity. Problem nie jest w tym, że my cierpimy; problem jest w tym, że my nie umiemy cierpieć i nie uczymy się cierpieć, nie chcemy cierpieć. Jeżeli nie chcemy cierpieć, to znaczy, że nie chcemy być świadkami prawdy. Unikać cierpienia, to znaczy nie chcieć być świadkiem prawdy.

Jan Paweł II przestrzegał przed „cywilizacją śmierci”. O co apelował?

 

„Kultura śmierci” – wydaje mi się – polega na przekonaniu, że śmierć to jest odebranie mi życia. Natomiast „kultura miłości” mówi, że śmierć jest moim czynem, w którym ja oddaję siebie drugiej osobie, ostatecznie Bogu, tak jak na krzyżu: „w Twoje ręce oddaję mego ducha”. Ja bym użył takiego sformułowania – dzisiaj jest „cywilizacja śmierci”, która nie widzi w śmierci daru, lecz raczej pewien cios i koniec wszystkiego. Kultura, czyli uprawianie człowieczeństwa w człowieku, widzi śmierć jako czyn człowieka; czyn, w którym człowiek zdobywa się na największy dar – oddaje się innemu, Bogu. Św. Jan Paweł II mocno podkreślał: „nie wolno zabijać człowieka w łonie matki i nie wolno zabijać człowieka, który już nie może funkcjonować w społeczeństwie, bo już jest nieudolny, stary, chory”. Ja nie mogę mówić drugiemu: „teraz musisz umrzeć” i go zabijam.

 

Jakie były wrażenia z pierwszych spotkań z Karolem Wojtyłą?

 

Najpierw widziałem go przy ołtarzu, a moje pierwsze spotkanie miało miejsce, kiedy prosiłem go o przyjęcie na seminarium doktoranckie, które on prowadził na KUL-u. Wielka naturalność, wielka dyspozycyjność, umiejętność wysłuchania tej prośby; duży wysiłek, żeby wejść w treść mojej prośby; dialog adekwatny do mojej prośby i ogromna życzliwość – to mi zostało. Kiedy wyczuło się, że zaczynamy mówić, poruszać się na tych samych falach, wtedy czułem, że staje się coś takiego, co się już chyba nigdy nie odstanie. To chyba jakaś więź między dwoma osobami, jakieś wspólne patrzenie w tym samym kierunku. Później to już coraz bardziej się pogłębiało tak dalece, że przeniknęło także moją rodzinę. Również dzieci miały dostęp do niego, nawet gdy został papieżem.

Jan Paweł II miał szczególne podejście do dzieci. W jaki sposób z nimi rozmawiał?

 

Rozmawiał z nimi tak jak dziecko. W czasie jednej kolacji mój 8-letni syn nudził się i kopał mnie pod stołem, żeby iść do domu. Ojciec Święty się zorientował i zapytał: „co się dzieje”. A on: „tu jest nudno, ja chcę iść do domu”. Wtedy św. Jan Paweł II: „wiesz, Jakub, ja cię przepraszam, bo zaprosiłem cię do siebie i od początku rozmawiam z rodzicami, a z tobą nic”. Zostawił nas i do końca kolacji już tylko z nim się bawił. To był człowiek, który potrafił stać się każdym dla każdego. Był dzieckiem dla dzieci, intelektualistą dla intelektualistów, robotnikiem dla robotników, artystą dla artystów. Myślę, że to było wydarzenie się daru człowieczeństwa w nim.

Jaki potencjał widział w młodzieży?

 

Młodzież jest przyszłością – społeczeństwa, wszechświata, Kościoła. Myślę, że każdy z dorosłych ludzi, który ma do czynienia z dziećmi, musi starać się tak pielęgnować rodzące się i stające się sobą człowieczeństwo, żeby inni zbierali owoce. Trzeba w tę ziemię – bardzo otwartą – rzucać ziarna, żeby zboże było dorodne, żeby żniwa były obfite. Wrzucać ziarna do tej ziemi, jaką są dzieci, młodzież; rzucać słowa, w których jest się obecnym. To robił Jan Paweł II. On był w tym, co mówił. On nie rzucał w ziemię pustych słów.

Jan Paweł II miał szczególne nabożeństwo do Matki Bożej. W jaki sposób odczuwał jej opiekę?

Myślę, że do każdego człowieka, który jest synem jakiejś matki, jeżeli jest trudny dostęp, to staramy się dojść przez matkę. Chrystus jest dla wszystkich otwarty, ale my mamy pewną trudność z dojściem do niego, dlatego szukamy Matki. To jest to, co w Kościele prawosławnym nazywa się „hodigitria” – Matka Boska, która wskazuje drogę do Chrystusa. Całe jego nabożeństwo do Matki Bożej było chyba wędrowaniem z jej pomocą do Chrystusa, do Boga, niczym więcej.

Czy jest może jakaś poezja Jana Pawła II, która zapadła w pamięć?

 

Z tych poezji, które znam, najbardziej tkwi mi w głowie medytacja „Rozważanie o śmierci”, niektóre fragmenty z „Przed sklepem jubilera”, „Myśląc Ojczyzna”. Zaraz po napisaniu – on mi to dał do przeczytania – dyskutowaliśmy nad tymi wierszami. W grudniu 1974 roku wyszliśmy z kurii na Planty, potem poszliśmy do parku Jordana. Tak zadumaliśmy się nad tą śmiercią, nad tym przejściem przez nicość, przez unicestwienie, do nowego stworzenia, że w tym śniegu zapomnieliśmy o czasie. Kiedy skończyliśmy rozmowę była już chyba 23:30. Straże nas nie zauważyły i zamknęły w parku. Ja się lekko przestraszyłem, bo nie było jak dać znać żonie. Kardynał wyczuł, że się trochę zdenerwowałem, chwycił mnie za rękę i powiedział: „nie przejmuj się, ja tu znam dziurę w płocie, przejdziemy”. Rzeczywiście od strony ul. Piastowskiej była dziura w płocie i przeszliśmy. Do dziś to przejście przez dziurę jest właściwie ilustracją wiersza „Rozważanie o śmierci”. Przejście z tego jestestwa do tego innego jestestwa. To będzie inne stworzenie.

TVP Info