Było to wielkie, wzruszające, ale także radosne spotkanie wiary. Przypominam sobie słowa pewnego dziennikarza. Napisał, że odnosiło się wyraźne wrażenie, iż te wszystkie osoby, przybyłe ze wszystkich stron świata, cieszyły się, że mogą być razem. Właśnie to: cieszyły się! Cieszyły się, ponieważ przeżywały wspólnie wzniosłą duchową chwilę. Tytuł „błogosławiony” nie był przyznany bohaterowi z kartonu, wymyślonemu przez medialny cyrk, ale prawdziwemu, realnemu człowiekowi. Człowiekowi, który został Papieżem, pozostał wśród ludzi i przemierzył drogi świata, by mówić o Bogu i o Jego miłości do każdego stworzenia. Było to uznanie dla świętego życia człowieka, Papieża, ale jednocześnie również uznanie dla tych, którzy podzielali i nadal podzielają ewangeliczną pasję tego człowieka, tego Papieża.
Niezapomniana scena. Benedykt XVI ogłasza błogosławionym swojego bezpośredniego poprzednika i po raz pierwszy w historii czynił to współczesny Papież. Tymczasem na centralnej fasadzie Bazyliki watykańskiej zaczęło podnosić się płótno i powoli odsłaniać, jeden rys po drugim, twarz Jana Pawła II. Było to zdjęcie zrobione przez znakomitego polskiego fotografa, Grzegorza Gałązkę, w chwili, gdy Papież spotykał się z grupą dzieci podczas wizytowania jednej z rzymskich parafii. Karol Wojtyła miał słodkie, pogodne spojrzenie i bezpośrednio przekazywał ludziom ogromne bogactwo ojcostwa – ludzkiego i duchowego ojcostwa – które on sam otrzymał w darze. Ale w jego oczach, w jego dobrych oczach, pozostała odrobina ironii – być może zewnętrzny wyraz jego duchowej wolności lub zdumienia, z jakim spoglądał zawsze na wspaniałe dzieła Stwórcy – którą już miał na fotografii z kolegami szkolnymi, pod koniec ostatniego roku wadowickiego liceum.
Za zgodą Ks. Kard. Stanisława Dziwisza – „U boku Świętego”
Wydawnictwo Św. Stanisława BM. Kraków 2013