Spędził w Rzymie 36 lat – tu studiował i uformował się jako kapłan, tu prawie 30 pracował w wikariacie Diecezji Rzymskiej, ostatnio jako prezes Trybunału apelacyjnego. Ale ks. Sławomir Oder znany jest przede wszystkim jako postulator w procesie beatyfikacyjnym i kanonizacyjnym Jana Pawła II, który był dla niego wielką przygodą duchową i zawodową. W tym roku ten polski kapłan postanowił wrócić do kraju, do swojej diecezji w Toruniu. Spotkałem ks. Odera 31 stycznia, po ostatniej Mszy św., która odprawil w rzymskim kościele św. Jana Chrzciciela Florentyńczyków, gdzie od 2019 r. był rezydentem. Była to okazja do rozmowy o tych 36 latach, które przeżył w sercu Kościoła katolickiego, u boku trzech Papieży.
Włodzimierz Rędzioch
– Jak to się stało, że trafił Ksiądz do Rzymu?
Ks. prał. Sławomir Oder
– W latach 80-tych seminarium w Pelplinie, gdzie byłem klerykiem, miało afiliację do Uniwersytetu Laterańskiego. Była to z jednej strony współpraca naukowa – stopnie naukowe osiągane w ramach przygotowania do kapłaństwa były nostryfikowane przez papieski Uniwersytet. Z drugiej strony istniała pewna pula stypendiów dla kleryków, którzy mogli kontynuować swoją formację w Papieskim Seminarium w Rzymie. Ja pierwsze dwa lata formacji otrzymałem w Pelplinie a w 1985 r. przyjechałem do Rzymu i otrzymałem formację teologiczną na Uniwersytecie Laterańskim.
– A gdzie odbyły się święcenia kapłańskie księdza?
– W rzymskim Seminarium, gdzie studiowali klerycy z całego świata, była zasada, że święcenia diakonatu były w Rzymie, a święcenia kapłańskie we własnych diecezjach. Dlatego ja zostałem wyświęcony w Pelplinie. Chciałem dodać, że była możliwość poproszenia o święcenia przez Ojca Świętego, ale ja z niej nie skorzystałem, bo chciałem podkreślić mój związek z kolegami kursowymi i dlatego wróciłem na święcenia do Pelplina.
– Ale jak to się stało, że po święceniach wrócił Ksiądz do Rzymu?
– Biskup wysłał mnie znowu do Rzymu na studia specjalistyczne z zakresu prawa – ukończyłem Intytut Utroque-Iure na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim uzyskując stopień doktora. Równocześnie byłem wychowawcą w Seminarium Rzymskim. W 1992 r. kard. Ruini, ówczesny papieski wikariusz dla Rzymu, zaproponował mi pracę w wikariacie miasta, a mój biskup, bp Marian Przykucki zgodził się na to, więc pozostałem najpierw jako ksiądz diecezji chełmińskiej, a później toruńskiej.
– Jakie funkcje pełnił ksiądz w wikariacie Rzymu?
– Najpierw wicedyrektora biura prawnego, potem pracowałem w Trybunale apelacyjnym, gdzie przeszedłem wszystkie stopnie aż do funkcji prezesa Trybunału apelacyjnego. Następnie Papież Franciszek mianował mnie swoim wikariuszem sądowym dla diecezji rzymskiej, którym byłem przez siedem lat.
– To praca zawodowa, a jak wyglądała praca duszpasterska księdza?
– Prawie przez 30 lat byłem rektorem kościoła pw. Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny, który znajduje się niedaleko Bazyliki św. Jana na Lateranie. W 2019 r. przeszedłem do parafii św. Jana Chrzciciela Florentyńczyków, gdzie byłem rezydentem.
– Wspominał ksiądz o pracy zawodowej w wikariacie, o pracy duszpasterskiej, ale ksiądz znany jest przede wszystkim jako postulator w procesie beatyfikacyjnym Jana Pawła II…
– To prawda. Opatrzność Boża dbała o to, bym się nie nudził. W 2005 r. zostałem mianowany postulatorem procesu Papieża. Był to okres bardzo intensywnej pracy ale i wspaniała przygoda, która wypełniła całkowicie moją egzystencję.
– Będąc w Rzymie śledził Ksiądz „na żywo” działalność Jana Pawła II, a jako postulator studiował ksiądz również świadectwa osób, które miały kontakt z Papieżem w różnych okresach jego życia. Co najbardziej uderzało Księdza w tych świadectwach?
– W tym procesie było bardzo dużo świadków, bo figura kandydata na ołtarze była wyjątkowa i wymagała analizy na wielu płaszczyznach. Wśród świadków były zarówno osoby świeckie jak i duchowne, księża i kardynałowie, zakonnicy i zakonnice. Były osoby świeckie, które poznały Papieża jako głowę państwa, a więc prezydenci, premierzy, ministrowie, głowy koronowane, ale też takie, które pomagały mu w apartamencie papieskim, służby techniczne czy służby bezpieczeństwa. Wszyscy mówili jednym głosem, że był to jest „nasz człowiek”, „nasz Papież” – wynikało to z faktu, że Jan Paweł II miał zdolność wejścia w indywidulną relację z każdym człowiekiem. Ludzie odczuwali jego obecność w ich życiu, jako kogoś bliskiego, kogoś ważnego. W świadectwach uderzało też przekonanie o jego świętości, której nikt nie kontestował. Świętość tę można było odczytać w jego sposobie relacjonowania się z drugim człowiekiem, w jego modlitwie i byciu względem Boga, w sposobie sprawowania Eucharystii, w jego gorliwości w głoszeniu Ewangelii, w niesieniu Chrystusa ludziom na całym świecie. Był to człowiek emanujący głębią ducha, która wyrażała jego najintymniejszą relację z Bogiem, ale jednocześnie człowiek umiejący wejść równocześnie w autentyczną i bezpośrednią relację z każdym człowiekiem. To był wspólny mianownik różnorodnych świadectw.
– Czyli w czasie trwania procesu przekonał się ksiądz o powszechnej opinii o świętości Jana Pawła II?
– To prawda. Wiele podróżowałem wraz z członkami trybunału i miałem okazję przekonać się o głęboko zakorzenionej opinii świętości. To co uderzało to fakt, że te opinie pochodziły z najróżniejszych środowisk i z całego świata.
Chciałem też zwrócić uwagę na fakt, że Benedykt XVI wyraził zgodę na rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego bez oczekiwania pięciu lat od momentu śmierci, jak tego wymagają normy. Udzielenie dyspensy wynikało z faktu, że Jan Paweł II odchodził do domu Ojca w opinii świętości, czego dowodem był również jego pogrzeb, który stał się wydarzeniem ogólnoświatowym. Miliony ludzi przyjechały do Rzymu, by oddać mu cześć w przekonaniu o jego świętości. Na pogrzebie byli również głowy koronowane, prezydenci, premierzy większości państw świata.
Gdy w czasie procesu odwiedzałem kraje niechrześcijańskie, gdzie nie znana jest koncepcja świętości, ludzie mówili o Janie Pawle II jako o „Bożym człowieku”, „dobrym człowieku”. Na przykład w Egipcie, gdzie byliśmy z trybunałem, by zbierać świadectwa, ludzie wspominali z wielkim wzruszeniem osobę i wizytę Papieża w tym kraju. Po jego śmierci Egipt, kraj muzułmański, ogłosił żałobę narodową.
Innym dowodem opinii świętości były dziesiątki tysięcy listów, które postulacja otrzymywała z całego świata, jak również zgłaszane nam bardzo liczne łaski otrzymane za jego wstawiennictwem. To wszystko świadczyło o tym, jak ludzie kochali Jana Pawła, którego uważali za świętego.
– Po zakończeniu procesu i po kanonizacji Jana Pawła II ksiądz w dalszym ciągu wiele podróżował i był światkiem światowego kultu świętego Papieża. Czy mógłyby ksiądz coś powiedzieć na ten temat?
– Rzeczywiście po kanonizacji zainteresowanie osobą św. Jana Pawła i jego kult nie słabnie, wprost przeciwnie. Oczywiście wiele inicjatyw związanych z Papieżem w roku jego 100. urodzin musiano odwołać ze względu na pandemię, ale jego magisterium i dziedzictwo jest ciągle aktualne. Dla przykładu, nie wszyscy wiedzą, że powstało kilka zgromadzeń zakonnych, których charyzmatem jest obrona i kultywowanie dziedzictwa Jana Pawła. W USA powstało zgromadzenie sióstr Najświętszego Serca Pana Jezusa i Serca Maryi, które działają wśród osób świeckich, organizują sympozja o Janie Pawle i zorganizowały pielgrzymkę jego relikwii po Stanach Zjednoczonych i w Ameryce Południowej. Jestem pod wrażeniem ich działalności. Innym zgromadzeniem, które powstało z inspiracji duchowości Jana Pawła jest małe zgromadzenie Apostołek św. Jana Pawła II, które działa w Birmanii – głoszą one Ewangelię Miłosierdzia wsród najuboższych i wchodzą w relację ze światem buddyjskim. Takich inicjatyw jest bardzo dużo i muszę powiedzieć, że fenomen zainteresowania osobą św. Jana Pawła II nie słabnie.
– Kościół ukazuje świętych i błogosławionych jako wzór do naśladowania dla świeckich jaki i kapłanów.
– Jana Paweł II może być dla świeckich przykładem jak przeżywać autentycznie swoje życie, które powinno być czasem kochania. Na początku swojego pontyfikatu Papież napisał słowa, które wyjaśniały co go doprowadziło do wyboru na Stolicę Piotrową: „debitor factus sum” – „stałem się dłużnikiem”, on spłacał dług miłości. Dlatego Jan Paweł II uczy wszystkich, świeckich i kapłanów, przeżywać każdą chwilę życia jako spłacanie długu miłości.
– Czego uczy św. Jan Paweł II kapłanów?
– Mnie najbardziej uderzało w Papiepżu jego przeżywanie kapłaństwa, które stanowiło o tym, czym był. Jego moc wynikała z tego, że był autentycznym kapłanem zjednoczonym z Chrystusem. Przeżywał swoją tożsamość kapłańską w każdej roli do jakiej był wzywany – jako zwykły ksiądz, jako duszpasterz akademicki, profesor uniwersytecki, biskup, kardynał i w końcu papież. Jego umiłowanym fragmentem Ewangelii był dialog Piotra ze Zmartwychwstałym: „Szymonie Piotrze, synu Jan, czy miłujesz Mnie więcej niż ci?” W tym dialogu odnajdywał siebie jako ucznia. Wynikała w tego jego wielka pokora, która prowadziła go do codzinnego spotkania z Chrystusem na klęczkach, przed tabernakulum, wsłuchiwania się w słowo Boże, wpatrywanie się w przykład Jego krzyża. Właśnie dlatego ikoną jego pontyfikatu jest scena Wielkiego Piątku, kiedy ściska krzyż wpatrzony w niego.
– Wielu moich włoskich znajomych pyta mnie, co się dzieje w Polsce? Dlaczego św. Jan Paweł II, największy Polak w historii, jest tak bardzo atakowany przez samych rodaków? Nie potrafią tego zrozumieć…
– To dla mnie bardzo bolesna sprawa. Ogólnie rzecz biorąc możemy stwierdzić, że jesteśmy świadkami jakiejś rewolucji neomarksistowskiej, która dokonuje się nie tylko w Polsce ale i na całym świecie. Uderza ona w symbol wartości, które reprezentuje chrześcijaństwo a które w ostatnim czasie utożsamiane są z osobą i nauczaniem Jana Pawła II. Chodzi więc nie tylko o osobę Papieża ale o ogólnie biorąc konfrontację dwóch wizji świata i człowieka – wizji nowej cylilizacji reprezentowanej przez środowiska neomarksistowskie i liberalne z cywilizacją inspirowaną wartościami chrześcijańskimi, której symbolem jest Jan Paweł II.
Nie możemy zapominać jednak, że Kościół jest rzeczywistością bosko-ludzką i dlatego naznaczony jest ludzkimi grzechami i słabościami. I to właśnie grzechy ludzkie stają się odsłoniętą flanką Mistycznego Ciała Chrystusa. Stąd próba uderzenia w Kościół i Jana Pawła II z perspetywy negatywnych aspektów życia Kościoła naznaczonych grzechem ludzkim.
– Podczas ostatniej Mszy św. jaką sprawował ksiądz w kościele św. Jana Chrzciciela nazwała się ksiądz „rzymskim kapłanem”. Co to znaczy?
– Być „kapłanem rzymskim” znaczy być uformowanym w duchu Kościoła powszechnego. Miałem wielki przywilej móc posługiwać lokalnemu Kościołowi w Rzymie, którego głową jest Biskup Rzymu, Papież. Był to dla mnie wielki zaszczyt i wielka radość, również dlatego, że w tę posługę wpisała się także moja rola jako postulatora procesu beatyfikacyjnego Jana Pawła II.
– Po 36 latach spędzonych w Rzymie wraca ksiądz do Polski. Jakie są plany księdza po powrocie do kraju?
– Wracam do Torunia i oddaję się do dyspozycji Biskupowi i to on zadecyduje co będę robił, zgodnie z potrzebami lokalnego Kościoła. A ja będę się starał służyć mojemu Kościołowi toruńskiemu, z którym zawsze czułem się związany, z tą samą miłością z jaką służyłem Kościołowi rzymskiemu. Będę się starał dzielić moim doświadczeniem, które nabyłem w czasie mojej pracy w Rzymie i Watykanie.
