W „Pamięci i tożsamości”, swojej ostatniej książce, Jan Paweł II pisał: „byłoby śmieszne, gdybym uważał, że to Papież własnoręcznie obalił komunizm…”. A jednak jest rzeczą pewną, że „niewiarygodny rok 1989” nie urzeczywistniłby się tak szybko i bez rozlewu krwi, gdyby nie było polskiego Papieża. Papieża, który osobiście poznał i doświadczył totalitaryzmów XX wieku. Papieża, który pochodził z tego kraju, w którym narodziła się „Solidarność”
Europa przestała być podzielona, zaczynała na nowo oddychać dwoma płucami. A do Watykanu po raz pierwszy przybywał z wizytą do Papieża człowiek, który łączył w sobie stanowiska prezydenta państwa sowieckiego i sekretarza generalnego KPZR.
Minęło siedemdziesiąt lat od rewolucji październikowej. Pierwsze wrażenie było takie, że wydarzenie to mogło wydawać się przypieczętowaniem epokowej klęski. Klęski pewnego projektu polityczno-ideologicznego, społeczno-ekonomicznego systemu. Czyli klęski marksistowskiej utopii zbudowania na ziemi raju i usunięcia Boga ze świadomości człowieka.
Niemniej był to gest odwagi ze strony sowieckiego przywódcy.
Gorbaczow został przyjęty w Watykanie z wielką godnością. A to dlatego, że Ojciec Święty dostrzegał ogromne znaczenie tej wizyty. Dostrzegał zmianę, a przynajmniej początek zmian. Przygotował się do spotkania przez modlitwę i później powiedział o tym Gorbaczowi. A on, Gorbaczow, potwierdził, iż zdaje sobie sprawę, że coś musi się zmienić, że tak dalej nie można. Znał doktrynę społeczną Jana Pawła II i przy tej okazji potwierdził, że jest pod wielkim wrażeniem osobowości Papieża. Zaprosił go do złożenia wizyty w Moskwie. Ojciec Święty podziękował mu, ale powiedział, że oczekuje także zaproszenia ze strony Kościoła prawosławnego. Nie chciał wizyty czysto politycznej. Było to naprawdę historyczne spotkanie. A także potwierdzenie, a przynajmniej nadzieja, że na ruinach Muru można zbudować coś nowego.
Za zgodą Ks. Kard. Stanisława Dziwisza – „U boku Świętego”
Wydawnictwo Św. Stanisława BM. Kraków 2013