facebook.com

Świętość niewiarygodnie normalna

Obrzędy pogrzebowe dobiegały końca. Na plac świętego Piotra zstępowało wielkie milczenie, tak jakby nagle czas się zatrzymał. Zbliżał się moment rozstania. Rozstania z trumną, z tym, co ona oznaczała, ale nie z tym człowiekiem, obdarzonym mocą Ewangelii. Nie mogło być rozstania z człowiekiem takim, jak Karol Wojtyła, który siał na obszarze całego świata. I nagle, nad głowami pojawiły się napisy z dwoma tylko słowami: Santo subito. Te same słowa skandowały głosy bez twarzy, zanurzone w oceanicznym tłumie. Skandowały w równym rytmie: Santo subito, Santo subito. (…) Byli obecni przywódcy państw i szefowie rządów, przybyli ze wszystkich stron świata, patrzyli zaciekawieni. Starali się zrozumieć. Ja przejmowałem się twarzami niektórych kardynałów i osobistości Kurii Rzymskiej, których dobrze znałem. Wychylali się, żeby zobaczyć, skąd dochodziły te okrzyki. Następnie zwracali się do mnie, tak uśmiechali się, ale co chcieli mi powiedzieć?

O tym, że jest świętym, wiedziałem od czasu, gdy ksiądz Wojtyła był moim profesorem w seminarium duchownym. Przekonanie to umocniło się z upływem czasu, gdy przebywałem obok niego, dzień po dniu, najpierw w Krakowie, a później w Watykanie. Świętość przeżywał dyskretnie, w ukryciu, pośród codziennych zajęć. Świętość ta przyjmowała kształt służby, ewangelicznego radykalizmu. Ale była to świętość, jeśli tak mogę się wyrazić, niewiarygodnie normalna. Można by opowiadać o tylu faktach, niektórych doprawdy niewytłumaczalnych, wobec których trzeba było – i nadal trzeba dzisiaj – zatrzymać się z szacunkiem jak przed sanktuarium duszy.

Za zgodą Ks. Kard. Stanisława Dziwisza – „U boku Świętego”

Wydawnictwo Św. Stanisława BM. Kraków 2013